niedziela, 27 lipca 2014
Rewolucja żywieniowo-życiowa
Mimo lata - zmęczona i przygnębiona. Rozpamiętująca niepowodzenia. Pozbawiona całkowicie wiary we własne możliwości. Oczekująca najgorszego. Wyzuta z wszelkiej radości i ciekawości świata. Nieradząca sobie ze stresem. Okopana na kanapie pod kocem (tak!). I niewyobrażalnie zmęczona tym stanem. To ja w ostatnich miesiącach.
I pogarszająca się przemiana materii, co skończyło się w końcu wizytą u lekarza, przyjmowaniem tabletek z bakteriami jelitowymi i perspektywą kolejnych, coraz mniej przyjemnych badań...
Zrobiłam wreszcie rachunek sumienia i doszłam do wniosku, że być może nie dolega mi nic poważnego, a to co się ze mną dzieje jest po prostu wynikiem diety. I to musiałam przyznać ja, unikająca gotowej żywności, czytająca etykiety (czasem ze zrozumieniem), hodująca z mamą na działce własne dynie, czosnek, por... Niestety w tygodniu żyłam jedynie na kanapkach - rano kanapka z białym serem i dżemem, do pracy dwie kanapki, czasem jakiś owoc i niemal codziennie słodka bułeczka ze sklepu. Po pracy też kanapki... I, co równie ważne, niemal zero ruchu.Tak naprawdę jadłam porządnie tylko w weekendy i zawsze wtedy źle się czułam, bo żołądek nagle przeżywał szok. Nie trzeba być Einsteinem żeby powiązać przyczynę i skutek...
Dwa lata temu zachłysnęłam się chińską filozofią pięciu przemian. Przez pewien czas gotowałam uwzględniając jej założenia, a potem powolutku, niezauważalnie zniknęła z mojego życia. Teraz sobie o niej przypomniałam. Spędziłam weekend czytając ponownie od deski do deski książki na ten temat. Ze zdumieniem znalazłam opis niemal wszystkich moich dolegliwości (zarówno fizycznych jak i psychicznych), za które, według tradycyjnej medycyny chińskiej, odpowiada obniżenie energii życiowej - czi lub jang - spowodowany niewłaściwym odżywianiem się.
Podjęłam decyzję:
- zero kanapek,
- na śniadanie kasza jaglana z owocami (z gruszką jest pyszna), z pestkami słonecznika, cynamonem, kardamonem, imbirem i syropem klonowym,
- do pracy w termosie ciepła zupa (niby mamy w kuchni mikrofalówkę, ale nigdy nie byłam do tego sprzętu przekonana) i duszone lub gotowane jarzyny z lub bez mięsa oczywiście z masą przypraw,
- częstsze picie herbaty Pu Erh i ciepłej wody,
- OBIAD w domu - oczywiście przygotowany zgodnie z pięcioma przemianami.
Z pewnością nie zaszkodzi :) Jeszcze nikomu nie zaszkodziło gotowane, lekkostrawne pożywienie z przewagą zup, zbóż i jarzyn.
Mozolny to będzie proces. Wiem. Będzie wymagał zaangażowania i poświęcenia mu czasu, do tej pory marnotrawionego na ponure rozmyślania na kanapie.
Mam nadzieję, że będzie warto. I któregoś dnia obudzę się z zupełnie innym nastawieniem przede wszystkim do siebie samej, z wiarą, że marzenia można urzeczywistnić, że praca to jest tylko dodatek do życia i nie warto tak się nią stresować.
Wiara czyni cuda, tak mówią. I przenosi góry. Ja chcę dokonać obu tych rzeczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)