wtorek, 25 czerwca 2013

Ciasto z masą serową i galaretką z rabarbaru - opis wpadek



Robiąc to ciasto, a w zasadzie wariację na temat sernika, pomyślałam sobie, że opiszę kolejne wpadki, jakie zaliczyłam przy jego przygotowywaniu. Niektórych wiem jak uniknąć, innych niestety nie. Z pewnością i na nie są odpowiednie sposoby, ale niestety - póki co - moja dość skromna wiedza nie pozwala mi się z nimi uporać. Być może ktoś z Was, mam nadzieję czytających ten wpis, mógłby udzielić mi paru rad? Byłabym wdzięczna. Bo ciasto jest naprawdę pyszne, tyle że wygląd pozostawia nieco do życzenia.

Do rzeczy, więc :)
1. Gdy miałam już przygotowane ciasto, okazało się, że nie wiadomo kiedy skończył mi się papier do pieczenia. Użyłam w związku z tym dobrze natłuszczonej folii aluminiowej, ale nie do końca spełniła swoje zadanie. Co prawda ciasto od niej odchodzi, ale tylko niewielkie kawałki. Gdybym chciała odkleić całe ciasto, byłoby to chyba niewykonalne. Poza tym folia nie jest najzdrowsza...
2. Na spód upiekłam biszkopt. Pięknie wyrósł, a następnie... się skurczył, odchodząc nieco od brzegów formy. W tę przerwę wpłynęła następnie masa serowa. W zasadzie nic się nie stało, ale co zrobić, żeby biszkopt się nie skurczył?
3. Zgodnie z przepisem, według którego przygotowałam masę, ser z żółtkami, cukrem i żelatyną wstawiłam do lodówki na pół godziny. Po tym czasie dodałam ubite na sztywno białka i bitą śmietanę. I... w masie powstały grudki, bo zaczęła się już ścinać i naruszyłam jej strukturę. Skojarzyło mi się to z robieniem sorbetu. Lekko zamrozić, rozmieszać, znowu zamrozić, rozmieszać, itd. Następnym razem od razu połączę wszystkie składniki unikając mieszania podczas tężenia. Poza tym, niestety masa nie ścięła się na "fest", mimo że dodałam taką ilość żelatyny, jaka była podana w przepisie. I tu absolutnie nie wiem dlaczego :(
4. Galaretka z kompotu z rabarbaru. Tutaj problem w tym, że nie jest klarowna, przezroczysta. Kompot sam z siebie, mimo że przelewałam go trzykrotnie przez sitko, nie był klarowny. Galaretka smakuje naturalnie bez zarzutu, ale gdyby była bardziej przezroczysta widać by było włókna rabarbaru rozłożone "artystycznie" na masie serowej. Czy jest jakiś sposób na zapewnienie galaretce klarowności i przejrzystości?

Mimo tylu przeciwności losu, ciasto wymyślone podczas niemal bezsennej nocy, wyszło bardzo smaczne. Połączenie biszkoptu, delikatnej masy serowej i galaretki o lekkim posmaku cynamonu, a w tle lekka kwaskowość rabarbaru. Daruję mu nawet niekoniecznie doskonały wygląd... Nie byłam do końca pewna co wyjdzie z mojego pomysłu, więc z lekkim drżeniem serca dawałam latorośli pierwszy kawałek. Usłyszałam tyle zachwytów, że aż mi się ciepło zrobiło na sercu :) W końcu nie gotujemy tylko dla siebie, tym co przygotowaliśmy chcielibyśmy dzielić się z najbliższymi. A jak jeszcze im tak smakuje to zapomina się o kilku godzinach w kuchni. No niestety, ciasto jest praco- i czasochłonne. I zostaje po nim mnóstwo zmywania :( I niekoniecznie można tą pracą podzielić się ze zmywarką.

Z przyjemnością jednak podzielę się tym przepisem.

SKŁADNIKI
biszkopt
4 jajka
100 g cukru
1 łyżka cukru waniliowego
4 łyżki zimnej wody
100 g mąki pszennej
25 g mąki ziemniaczanej
masa serowa
2 jajka
120 g cukru
opakowanie cukru waniliowego
sok z połowy cytryny
ok 330 g twarożku śmietankowego
200 g śmietany kremówki
8 łyżeczek żelatyny
galaretka
1 kg rabarbaru, po obraniu i pokrojeniu
ok 2,5 litra wody
2 laski cynamonu
brązowy cukier
8 łyżeczek żelatyny

Ugotować kompot z rabarbaru. Do zimnej wody włożyć obrany i umyty rabarbar pokrojony na dość duże kawałki, dodać laski cynamonu i cukier do smaku. Tuż przed zagotowaniem wyjąć kilka kawałków rabarbaru - powinny być już miękkie. Posłużą do udekorowanie masy serowej. Gotować ok 1 godziny, aż kompot nabierze smaku. Odstawić.
Piekarnik nagrzać do temperatury 220 st. C. Oddzielić żółta od białek. Żółtka utrzeć na pianę z cukrem, cukrem waniliowym i 4 łyżkami wody. Białka ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z żółtkami. Następnie delikatnie wmieszać oba rodzaje mąki. Przełożyć do wyłożonej papierem do pieczenie tortownicy. Moja ma średnicę 24 cm i okazała się nieco za mała na taką ilość ciasta. Niestety, nie zużyłam całego. Piec ok. 10 minut, wystudzić. I zrobić coś, żeby się nie skurczyło ;)
Na masę serową: rozpuścić w wodzie 6 łyżeczek żelatyny. Utrzeć 2 żółtka z cukrem i cukrem waniliowym, następnie dodać ser, sok z cytryny, dokładnie wymieszać i dodać żelatynę. Wstawić do lodówki na pół godziny. Białka i śmietanę ubić na sztywną pianę, po pół godzinie dodać do tężejącej masy. Rozłożyć ją na biszkopcie i wstawić do lodówki na godzinę. Tyle przepis pierwotny. Jak pisałam wyżej przy mieszaniu masy z białkami i śmietaną powstały w niej grudki. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem będzie od razu przygotować całą masę i wyłożyć ją na ciasto, żeby odpowiednio stężała.
Bardzo dokładnie odcedzić kompot z rabarbaru. Rozpuścić 8 łyżeczek żelatyny w wodzie. Na moją galaretkę użyłam 800 ml kompotu. Po odcedzeniu płyn zagotować, wlać żelatynę, dokładnie wymieszać i zostawić do przestygnięcia, od czasu do czasu mieszając.
Kawałki wcześniej odłożonego rabarbaru podzielić delikatnie na cienkie włókna i rozłożyć na stężałej masie serowej. Wylać na nią przestudzony kompot z rabarbaru. Chłodzić w lodówce kilka godzin.
Ufff - koniec. Teraz można przystąpić do konsumpcji, która rekompensuje ten wysiłek :)
Smacznego.





poniedziałek, 24 czerwca 2013

Szynka pieczona z szałwią, majerankiem i octem balsamicznym





Nieskromnie napiszę, że mięso jest pyszne. A cebulka pozostała z pieczenia rewelacyjna. Dzięki macerowaniu i pieczeniu w jednym naczyniu szynka przeszła aromatem wszystkich dodatków i przypraw. To chyba najlepsze mięso, jakie do tej pory upiekłam.
Bardzo chciałabym się podzielić tym pomysłem, ale mam pewien problem. Wszystko robiłam "na oko". Trochę tego, trochę tamtego. Ale może uda mi się, choćby w zarysach, odtworzyć proces przygotowania. Warto.
Okazuje się, że improwizacja czasem popłaca. Siedziałam sobie na balkonie i przyglądając się rosnącej dzielnie w doniczce szałwii zastanawiałam się, do czego można by ją spożytkować. Potem przypomniałam sobie, że mam w zamrażarce kawałek szynki i oba składniki połączyły się w wyobraźni. Ostatnio piekłam pasztet i robiłam zupę z soczewicy - obie potrawy doprawiałam majerankiem, więc i on tym trafił do mięsa. A na koniec, buszując po szafkach, natrafiłam na nieco zapomniany ocet balsamiczny i jakoś tak wszystko się skomponowało.
Gdy mięso się piekło (dość długo, ok. dwóch godzin) po całym mieszkaniu rozchodził się zapach cebulki, ziół i marynaty. Już sam ten aromat był obłędny. Jak posmakowałam upieczonej cebulki, która również marynowała się kilka godzin, to oszalałam. Słodka, słona, kwaśna. Niebo w gębie - mimo, że nieco ociekające tłuszczem z pieczenia :)
Po tych nieskromnych peanach przystępuję do odtworzenia procesu przygotowania szynki pieczonej z szałwią, majerankiem i octem balsamicznym.

SKŁADNIKI
ok. 1 - 1,5 kg szynki wieprzowej
1 - 2 białe cebule
2 ząbki czosnku
kilkanaście listków świeżej szałwii
ok 2 łyżeczek majeranku
sól, pieprz
ok 1 szklanki oleju roślinnego
6 łyżeczek ciemnego sosu sojowego
6 łyżeczek octu balsamicznego

Mięso umyć, osuszyć i obwiązać nitką, żeby zachowało kształt. Mocno natrzeć solą, pieprzem i majerankiem. Cebulę pokroić w półplasterki, czosnek zmiażdżyć i obrać. Przygotować marynatę, połączyć olej, sos sojowy i ocet balsamiczny, lekko popieprzyć. W smaku ocet powinien być lekko wyczuwalny.
Na dnie żaroodpornego naczynia ułożyć cebulę, czosnek, liście szałwii i na tak przygotowanym spodzie ułożyć mięso. Wlać marynatę polewając mięso. Przykryć i wstawić do lodówki. Marynować ok. trzech-czterech godzin co pewien czas odwracając mięso.
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 st. C. Mięso wyjąć przed pieczeniem, żeby osiągnęło temperaturę pokojową. Piec ok. 2 godzin - aż osiągnie temperaturę ok. 75 st. C. W trakcie pieczenia mięso polewać powstającym sosem.
Upieczoną cebulę można odcedzić, przełożyć do miseczki i zajadać do kanapek :)




piątek, 21 czerwca 2013

Zupa z czerwonej soczewicy





Bardzo lubię grochówkę, a przynajmniej takie mam wspomnienia z dzieciństwa. Gdy dorosłam, okazało się, że zarówno groch jak i fasola powodują dość specyficzną reakcję mojego organizmu, co najgorsze - bardzo bolesną. Więc żegnaj właśnie grochóweczko, fasolko po bretońsku, itd.

Aż tu nagle w rozmowie z moją koleżanką dowiedziałam się, że można z soczewicy ugotować zupę w smaku bardzo zbliżoną do grochówki. Zaryzykowałam - w końcu soczewica to też warzywo strąkowe - i wyszło rewelacyjnie smacznie! Zupa jest naprawdę bardzo zbliżona w smaku do grochówki, jest nieco łagodniejsza i co ważne, w przeciwieństwie do oryginału - bardziej strawna. Mój organizm w ogóle się nie zorientował, że zjadł warzywo strączkowe. FANTASTYCZNA ZUPA. Podałam ją z grzaneczkami.

Ogólne zarysy przepisu podała mi koleżanka, sama nie wiedziała, skąd ma ten przepis, więc trudno podać mi źródło :)

SKŁADNIKI
2 l wywaru z kurczaka 
(ja zrobiłam go z 2 pałek, 3 marchewek, 2 pietruszek, kawałka selera, połowy cebuli z dodatkiem ziela angielskiego, liścia laurowego, ziaren zielonego pieprzu i soli)
3 cienkie plasterki boczku wędzonego
szklanka (250 ml) czerwonej soczewicy
majeranek, sól
pszenne pieczywo
masło
olej roślinny

Boczek pokroić w drobną kostkę. Włożyć do garnka, w którym będziemy gotować zupę i mieszając dość mocno podsmażyć, uważając aby się nie przypalił. Dolać gorący wywar, zagotować i wsypać soczewicę. Dodać do smaku majeranek. Gotować ok 10-15 minut, do momentu aż soczewica będzie miękka. Zmiksować. W mojej zupie pływały drobinki boczku i soczewicy, lubię od czasu do czasu trafić na "coś konkretnego". Jak ktoś lubi można naturalnie zmiksować idealnie gładko. 
Przygotować grzanki - pieczywo pokroić w drobną kostkę. Na patelni rozpuścić masło z dodatkiem oleju roślinnego, mocno rozgrzać i dodać kostki pieczywa. Smażyć na złoto, często ale delikatnie mieszając.

Smacznego :)