piątek, 1 marca 2013

piękna fotografia - słów kilka złośliwych o zdjęciach potraw






Podpłomyki, śliczne, prawda? Kolorowe, apetyczne, aż człowiek od razu by je schrupał...
I tu słów kilka o tym, jak to czasem ładne zdjęcie potrafi wprowadzić w błąd.
Odnoszę czasem wrażenie, że generalnie bloggerom (w tym również i mnie, należę przecież do tego grona...) zależy przede wszystkim na efektownej fotografii. Nie rzadko w postach pojawiają się uwagi typu "przepraszam, za jakość zdjęć". Rozumiem, jemy oczami, a zapach - równie istotny - słowem pisanym trudno oddać, jeżeli nie jest się laureatem nagrody Nobla w dziedzinie litarury. Ale popadamy chyba w przesadę. Wychodzimy z założenia, że jeżeli coś jest: 1) ładnie podane, 2) efektownie przybrane, 3) gustownie wkompowane w tło i 4) artystycznie sfotografowane, to a priori musi być smaczne. Na jednym z blogów pod wpisem zawierającym przepis na makaron z warzywami znalazły się komentarze w stylu "ale ochydnie wygląda", "okropne zdjęcie" itp. Niewielu komentujących zdobyło się na uwagi dotyczące meritum, czyli samej potrawy i jej, domniemanego przecież, smaku. Publikacje traktujące o fotografii kulinarnej i postanowienia noworoczne dotyczące doskonalenia kunsztu fograficznego również wskazują na to, że chyba trochę gubimy sens samego gotowania. Może to i obrazoburcze, ale odnoszę wrażenie, że w blogsferze kulinarnej funkcjonują przede wszystkim potrawy fotogeniczne. No bo jak sprzedać "burą owsiankę"? Kto przeczyta, skomentuje, polubi? Przysłowiowa owsianka skaże nas na sieciowy niebyt i nieistotne, że jest doskonała, autorska i zdrowa. Dziesiątki tysięcy bloggerów sprawia wrażenie, jakby wydawało ambitną książkę kucharską. Jednak znani kucharze sami nie robią zdjęć swoich potraw. Wydając książkę mają sztab zawodowców, którzy godzinami szukają idealnego ujęcia, a jedzenie tymczasem stygnie... Podczas pracy nad książką jest to nieistotne, ale gdy rodzina głodna to wtedy te parę minut robi różnicę. W jednej z książek o fotografii kulinarnej, pod przepięknym nota bene zdjęciem krewetki, znad której unosiła się para, znalazła się uwaga JAK autor osiągnął ten cel - krewetka bowiem już nie parowała...
No cóż, sama jak gotuję to proszę małżonka, żeby zrobił ładne zdjęcie. Czasem się udaje, czasem nie. Tylko raz tłumaczyłam się z ich jakości, ale to były "błędy młodości"... Teraz wychodzę z założenia, że są jakie są, treść w postaci przepisu jest ważniejsza dla czytelnika z wyobraźnią.
Nie chciałabym być źle zrozumiana. Nie zarzucam nikomu, że jego dania są niesmaczne. Wręcz przeciwnie, na tyle autorowi smakują, że chce się tym podzielić z innymi pasjonatami. I to jest najważniejsze w tej całej zabawie.
A wracając do pięknych podpłomyków. Były okropne. Doskonały farsz, na który złożyły się uduszona czerwona cebula, usmażona papryka, chorizo, suszone pomidory, oliwki i kozi ser, spoczął na niemal niejadalnym cieście. Było niemiłosiernie twarde. I co? Fotografia to oddaje?

PS. napis na zdjęciu odwołuje się do mojego drugiego bloga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz